Szpaki i ludzie

Generalną zasadą w naszym społeczeństwie jest przyjazny stosunek ludzi do ptaków, szczególnie zaś do ptaków śpiewających. Zasada ta jednak, jak każda, ma od siebie odstępstwa. Jedno z tych odstępstw miało miejsce w Żychlinie (pow. kutnowski, woj. łódzkie), gdzie ogromne stada szpaków tak bardzo dokuczały ludziom, że ci wystąpili z petycją do władz miasta o pomoc w przepędzeniu „niechcianych  najeźdźców”. Konflikt ten narastał jednak latami a jedynie swój punkt kulminacyjny osiągnął właśnie w sierpniu 2007, w postaci wymienionej petycji.

 
Szpaki w Żychlinie. Fot. Łukasz Kałębasiak


Problemem w tym konkretnym przypadku była liczebność ptaków, a nie wrogi stosunek do szpaków, jako do gatunku. Liczebność tą oszacowano na ok. 80 tys., a dodatkowym problemem był fakt, że te dziesiątki tysięcy ptaków upodobały sobie starą aleję kasztanowców na osiedlu mieszkaniowym. Zrozumiałe jest, iż po dziennym żerowaniu na okolicznych uprawach (gdzie także dokuczały rolnikom), szpaki załatwiały swoje potrzeby tuż pod siebie, tj. na chodnik pod aleją  i głowy przechodniów. Mieszkańcy nawet przywykli już do tego, że nie można przejść chodnikiem pod aleją i przemykali przez kilka lat pod blokami lub po jezdni obok. Niestety ogromny smród, jaki pozostawiały po sobie ptasie odchody, szczególnie nasilający się po deszczu, wziął górę nad tolerancją mieszkańców. Brak możliwości otwarcia okna w gorące lato i przyprawiający o mdłości odór, spowodował działanie władz miasta na rzecz uwolnienia mieszkańców od przykrego sąsiedztwa.

 

 
Piotr Zadworny z młodym jastrzębiem na rękawicy. Fot. Łukasz Kałębasiak


Sprawę komplikował przepis obejmujący ochroną prawną szpaki, co nie dawało wielu możliwości do działania. Władze miasta zwróciły się o pomoc do Rafała Klimczaka (TP ”Bocian”), a ten poprzez internetowe Forum Przyrodnicze "Bocian" nawiązał kontakt z Piotrem Zadwornym z Ostrowi Mazowieckiej (na Forum znany jako „ZaP”), który jest nie tylko miłośnikiem, ale i hodowcą ptaków drapieżnych. Postanowiono wykorzystać ptaki drapieżne w celu przepłoszenia szpaków.

Dalej sprawy nabrały iście „sokolego tempa” i w dzień po kontakcie z ZaP-em, przyjechał on osobiście na miejsce szpaczego problemu z dwoma podopiecznymi: jastrzębiem Harrisa i młodym jastrzębiem gołębiarzem. Od początku nie było łatwo. Na miejscu pojawili się przedstawiciele władz samorządowych i wszyscy z lekkim niedowierzaniem podglądali zabiegi sokolnika i jego podopiecznych. Ptaki były prezentowane na rękawicy, jedyne loty wykonywały na dwumetrowym "dłużcu", prezentowano także ich karmienie na pałąku. Drapieżników nie wypuszczano do swobodnego lotu, gdyż groziło to upolowaniem chronionych ptaków. Pierwszy dzień zakończył się wyraźnym zmniejszeniem liczby nocujących szpaków oraz całkowitym wyprowadzeniem się krukowatych z pobliskiego parku, gdzie też nie pozwalały swobodnie spacerować. Drugiego dnia oprócz obu gatunków jastrzębi można było obejrzeć sowę płomykówkę, która była pupilką przechodniów i dzieci w Żychlinie. Trzeci dzień okazał się przełomowym. Zaczęło się od zmasowanych nalotów szpaczych stad, które dość długo opierały się widokowi i krzykom jastrzębi. Krukowate także bardzo długo i zaciekle próbowały wylądować na noclegowisku. W tym dniu, oprócz płomykówki i jastrzębi, mieszkańcy mieli  okazję przyjrzeć się z bliska sowie pójdźce.

 

 
Szpaki nad Żychlinem. Fot. Łukasz Kałębasiak

Noc zapadła w ciszy… Czwartego dnia, ku uciesze i radości mieszkańców osiedla sąsiadującego z aleją oraz kibicujących mieszkańców, nieliczne małe grupki szpaków przeleciały wysoko nad miastem, a krukowate widać było tylko z oddali. Podobnie wyglądały wieczory piątego i szóstego dnia akcji… Mieszkańcy nieco zszokowani i zdziwieni panującą ciszą chodzili po parku i alei kasztanowców z niedowierzaniem słuchając świerszczy grających wyjątkowo pięknie. Na zakończenie dało się usłyszeć wiele miłych i pochlebnych słów, a radość z ciszy i braku uporczywego, niemiłego zapachu widoczna była w każdym miejscu parku.

Przy wykorzystaniu odpowiednich gatunków ptaków drapieżnych uzyskuje się stuprocentową skuteczność zastosowanej metody. Metoda ta polega na tym, że ptaki instynktownie boją się skrzydlatych drapieżników, w związku z tym konieczna jest ich ciągła obecność w danym miejscu, skąd chce się wypłoszyć niechcianych gości. Ptaki przebywające dotychczas w zabezpieczanym metodami sokolniczymi miejscu, uznają je za teren łowiecki drapieżnika i by uniknąć z nim konfrontacji – zwykle odlatują nie powracając już ponownie.  Dziś problem wydaje się być rozwiązany, szpaków nie ma, a ludzie ze zdziwieniem i jeszcze nieśmiało chodzą pod drzewami starej pięknej alei. Na pewno akcję trzeba będzie powtarzać jeszcze w kolejnych latach, aby odzwyczaić szpaki od ich ulubionego przez około 10 lat miejsca odpoczynku, ale jak widać można to zrobić nie wyrządzając szkody nawet chronionym gatunkom.

Pamiętajmy, że ptaki drapieżne są w Polsce również objęte ochroną gatunkową.  Ptaki użyte w Żychlinie, przetrzymywane są zgodnie z obowiązującym prawem - pochodzą z zamkniętych hodowli, są trwale oznakowane oraz zarejestrowane we właściwym dla miejsca pobytu starostwie powiatowym.

 

Piotr Zadworny, Rafał Klimczak

Ocena: 0 głosów Aktualna ocena: 0

Komentarze / 0

musisz zalogować się, aby dodać komentarz... → Zaloguj się | Rejestracja